Radio RACJA

Przykład Radia Racja pokazuje, że Białorusini, zarówno z Polski jak i Białorusi, wciąż są albo ofiarami, albo beneficjentami światowej polityki

Zmienił się kolor ścian, z białych na zielone. Przybyło jedno studio. Zniknęło pomieszczenie socjalne - czyli kuchnia, jadalnia i palarnia równocześnie.

Ale znów jest Radio Racja - obiektywna informacja o Białorusi, z Białorusi i całego świata. Tak samo. Inaczej.
Dwupiętrowa, dość zaniedbana kamienica na rogu Jurowieckiej i Ciepłej w Białymstoku. Naprzeciwko, przez ulicę, duży bazar. A na nim głównie "import" z Białorusi - wódka w woreczkach, papierosy, ziołowe specyfiki i całe mnóstwo drobnych "przydasi". Sprzedawcy nie są zainteresowani polityką. Słysząc nazwisko swojego prezydenta, określanego na całym świecie mianem ostatniego dyktatora Europy, wzruszają obojętnie ramionami.

Położone po drugiej stronie ulicy radio, zaadresowane również do owych handlarzy, też wyłącznie polityką zajmować się nie zamierza.
- Nie chcemy być rozgłośnią tylko dla opozycji. Nasz niezależny i profesjonalny program będzie adresowany do każdego białoruskiego słuchacza - to credo Racji wygłosił kilka dni temu na uroczystym wskrzeszeniu radia Eugeniusz Wappa - jego szef.

Ale od polityki uciec tak zupełnie się nie da. Bo w przypadku Białorusi większość informacji pochodzących z innych niż rządowe źródeł, jest polityczna. I opozycyjna. A prezes też jest ten sam, co kiedyś.

Narodziny

1999 rok. Początek zimy. Z Białegostoku zaczyna nadawać Radio Racja. Na UKF słyszalne jest na dużej części Białostocczyzny i w przygranicznych rejonach Białorusi. Na falach średnich - na prawie całym terenie wschodniego sąsiada Polski. W dwóch redakcjach powstają dwa różne programy. Białystok odpowiada za ten na UKF - skierowany przede wszystkim do zamieszkującej okolice tego miasta mniejszości białoruskiej. W Raszynie pod Warszawą białoruscy dziennikarze przygotowują audycje emitowane na falach średnich na Białoruś. Redakcje wymieniają się materiałami, więc oba programy mają wiele wspólnych elementów.
- W dobie elektronicznych środków masowego przekazu zaczęliśmy zastanawiać się nad poszerzeniem możliwości rozmawiania o nas samych, o stosunkach polsko-białoruskich, za pomocą własnego medium - wspomina Wappa, poza tym że prezes radia, szef Związku Białoruskiego w RP, aktywny działacz białoruskiej mniejszości narodowej. - Z pomocą przyszli koledzy z rozwiązanego w połowie lat 90. Radia 101,2 z Mińska. Wspólnie stworzyliśmy projekt białoruskiej rozgłośni nadającej dla mniejszości, ale również dla Białorusinów na Białorusi.

Inicjatorem i właścicielem większości udziałów w spółce Racja został Związek Białoruski. Po kilku miesiącach zabiegów stacja otrzymała od Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji koncesję na nadawanie. Jako instytucja społeczna finansowana była z grantów. Pochodziły w większości ze Stanów Zjednoczonych.

Nim stacja zaczęła nadawać, niektórzy nadali jej nazwę Wolnej Europy bis. A to na Podlasiu obudziło obawy, że pogorszą się dyplomatyczne stosunki polsko-białoruskie. Ale bardzo szybko okazało się, że powstało radio białoruskiej mniejszości narodowej - zajmujące się głównie kulturą, historią i życiem codziennym tejże mniejszości.

Tam, gdzie było słyszalne - zyskiwało wielu wiernych słuchaczy. Często też i takich, którzy się za Białorusinów się nie uważali.

- Pamiętam, że kiedyś dzwoniliśmy podczas programu do małych wiosek, chyba w okolicach Sokółki. Odebrała jakaś babcia i zaczęła rozmawiać ze mną po białorusku. Ucieszyłam się i mówię jej - jak świetnie, że znalazłam Białorusinkę. A ona mi na to: "Ja nie jość Biełaruska, ja hawaru pa polsku, ja uże Polka". Odpowiedziałam jej - nie ma sprawy, może być i po polsku tylko niech pani mówi tak jak teraz - Walentyna Łojewska, wówczas i dzisiaj dziennikarka białostockiej Racji śmieje się.

Na terenie Polski Rację dobrze słychać było w okolicach Białegostoku - w Gródku, Sokółce, Michałowie. Na południu regionu, w rejonie Hajnówki i jeszcze dalej - z odbiorem było gorzej. Ale słuchacze radzili sobie i z tym.

- Dobry odbiór był wysoko. Więc ludzie na dachach montowali długie anteny. A w niektórych wsiach to nawet specjalnie maszty stawiali - wspomina Halina Bedeniczuk, dziś sekretarka stacji i dziennikarka, wówczas również po trosze dziennikarka. - Puszczaliśmy muzykę, której nigdzie nie było. Mieliśmy programy literackie i historyczne, własną listę przebojów, program dla dzieci i koncert życzeń. Dzięki niemu zresztą kontaktowali się ze sobą członkowie rodzin rozproszonych po całym regionie.

Walentyna dodaje: - Nauczanie białoruskiego języka jest w Polsce ograniczone, ostatni spis powszechny [narodowość białoruską zadeklarowało w nim około 50 tysięcy osób - red.] pokazał, jak słabo jest z poczuciem tożsamości narodowej. Młodzi ludzie rzadko kiedy znają cyrylicę. A tutaj nagle pojawiło się radio w naszej mowie, z naszą muzyką i o naszych sprawach. I okazało się, że jest olbrzymie zapotrzebowanie na białoruskie słowo. Racja dawała mniejszości możliwość słuchania o jej własnych sprawach we własnym języku.

Śmierć

Ta idylla skończyła się za sprawą polityki - krajowej i tej globalnej. Mohammed Atta, kierując 11 września 2001 roku samolot w budynek World Trade Center w Nowym Jorku, nie przypuszczał, że wyłącza Radio Racja. Ale tak właśnie się stało.

Amerykańskie fundacje zajmujące się wspieraniem demokracji zaczęły ograniczać ilość przekazywanych Racji pieniędzy. Znalazły sobie inne interesujące regiony - islamski Bliski i Daleki Wschód. Nie bez znaczenia zapewne było również to, że w 2001 roku rozdrobniona białoruska opozycja przegrała z kretesem wybory na Białorusi i prezydentem po raz kolejny został Aleksander Łukaszenka. I dalsze wspieranie jego słabych przeciwników wydało się amerykańskim darczyńcom wyrzucaniem pieniędzy w błoto.

Ostatnich kilka miesięcy (w połowie 2002 roku) Racja działała ostatkiem sił. Pracownicy za własne pieniądze kupowali materiały niezbędne do jej funkcjonowania. Rosły długi. Najpierw umilkł nadajnik fal średnich. Kilka miesięcy później również UKF. Zamiast programu przez jakiś czas nadawano muzykę.

- To był jedne z najcięższych dni w moim życiu - przyznaje Wappa. - Setki ludzi przyjeżdżały pod redakcję, pytając, co się stało.

Inni dziennikarze rozgłośni wspominają, że słuchacze jeszcze długo przysyłali koperty z pieniędzmi - na radio.

Rządzące wówczas SLD, mające zawsze wśród białoruskiej mniejszości narodowej duże poparcie, nie było zainteresowane istnieniem radia.

- Zwracaliśmy się do ówczesnego rządu z prośbami o pomoc. Zawsze słyszeliśmy, że takie radio jest niepotrzebne. Włodzimierz Cimoszewicz, mieszkający w końcu na terenach zdominowanych przez białoruską mniejszość [w puszczy Białowieskiej - w okolicach Hajnówki - red.] stwierdził wręcz, że naszego radia przecież nikt nie słucha - Wala znów czuje gorycz.

Niebyt i zmartwychwstanie

Potem przyszły cztery lata ciszy. Sprzęt trafił do magazynu, zespół rozgłośni rozpadł się, a lokal na Ciepłej zajął sklep. Pytani o Rację jej szefowie powtarzali - to se newrati, nie ma szans.

W ubiegłym roku jednak Unia Europejska przypomniała sobie o sytuacji na Białorusi, głównie dzięki działalności polskich eurodeputowanych. Latem w Białowieży podpisano Deklarację Białowieską - dokument wyznaczający kierunki działań mających na celu osłabienie reżimu Łukaszenki. Podczas konferencji towarzyszącej podpisaniu deklaracji wiele mówiono o konieczności przełamania monopolu informacyjnego białoruskich władz. Ujawniono również przygotowywany projekt uruchomienia nadającej zza granic tego kraju rozgłośni. Znów głośno zrobiło się o Racji - bo to właśnie jej zespół miał ową rozgłośnię - za europejskie pieniądze - tworzyć. Jednak unijne młyny mielą powoli. Co prawda, rozpisano przetarg na wyłonienie nadawcy, ale jego rozstrzygnięcie wciąż odwlekano. Nie było też wiadomo, czy Racja weźmie w nim udział, czy też nie.

Oficjalny przełom nastąpił podczas styczniowej wizyty Aleksandra Milinkiewicza, kandydata zjednoczonej białoruskiej opozycji w zaplanowanych na marzec tego roku wyborach prezydenckich - w Białymstoku. Podczas spotkania z polskim premierem Milinkiewicz obiecał, że w ciągu kilku tygodni z naszego kraju na Białoruś trafią nieocenzurowane informacje radiowe. Potem wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. W ciągu kilku dni sejmowe komisje spraw zagranicznych i środków masowego przekazu wystosowały do rządu dezyderat, w którym zaapelowały, żeby tworzeniem takiego programu zajęła się właśnie reaktywowana Racja. Rząd zaś obiecał na ten cel pieniądze.

W ciągu trzech tygodni sprzęt z magazynów znów trafił na Ciepłą. Między studiami przeciągano usunięte wcześniej okablowanie, ustawiano konsole i komputery, wyciszano studia. Nie udało się tego zrobić do zapowiedzianego terminu 15 lutego. Pierwsza audycja została wyemitowana dopiero dwa dni temu.

Na razie stacja nadaje na falach średnich i UKF, ale odbieranych wyłącznie na Białorusi. Program jest bardzo krótki - dwie godziny dziennie. To wszystko powinno zmienić się za kilka tygodni, kiedy ponownie uda się uruchomić nadawanie na Białostocczyźnie i przygranicznych regionach Białorusi. Za jakiś czas radia będą mogli słuchać także internauci.

Tak samo, ale inaczej

Wskrzeszona Racja nie będzie jednak tym samym radiem. Cel zdefiniowany przez przyszłego sponsora jest jasny. Radio ma dostarczać Białorusinom na Białorusi niezależnych i nieocenzurowanych informacji. Tyle że poza informacjami ze świata i pochodzącymi od tamtejszych korespondentów będą to również informacje z Polski, z życia białoruskiej mniejszości. Czyli pośrednio ona również odzyska swoje radio.

- Nasza samorządność to żywy wzór dla nich. Wójt przyjdzie, pohoworyt, pokażet - panowie róbcie to w ten sposób. A oni usłyszą. To samo z kulturą, mamy przecież w Polsce cały szereg wybitnych artystów - Białorusinów, odbywają się u nas festiwale muzyczne, na przykład Basowiszcza, na których występują również zespoły z Białorusi, których tam nigdzie usłyszeć nie można. I tego rodzaju informacje z Polski, dające pozytywny przykład, będą bardzo potrzebne, one wzbogacą to radio - uważa Wiktor Stachwiuk, kolejna postać związana z Racją zarówno kiedyś, jak i dzisiaj. Od razu się jednak zastrzega: - Ale oczywiście nie możemy narzucać im naszego punktu widzenia. Znam mentalność Białorusinów - oni odrzucają wszelkie ekstremalne informacje. Nasze radio musi być spokojne i życzliwe. Jeżeli zaczniemy w nim mówić, że tego czy tamtego należałoby powiesić na latarni, to nikt nie będzie chciał nas słuchać.

Jego zdaniem stacja może też stać się kuźnią kadr dla przyszłych niezależnych białoruskich mediów. Młodzi dziennikarze z tamtego kraju tutaj będą mogli zdobywać niezbędne doświadczenie. Tym bardziej że na falach średnich z powodów technicznych program na pewno nie będzie nadawany przez całą dobę. Na UKF zaś, na odbieranej w Polsce i w zachodniej Białorusi częstotliwości 105,5, docelowo program powinien być na żywo i praktycznie cały czas.
- A nasi tutejsi słuchacze na pewno wybaczą młodym ewentualne potknięcia.

Po dwóch dniach pracy trudno przewidzieć, jak w przyszłości będzie wyglądała wskrzeszona Racja. Jedno jest pewne - jej twórcom nie zabraknie zapału.
- Mam nadzieję, że nie zamilkniemy znów po czterech latach, po kolejnych wyborach. Że dobra wola rządzących to coś trwałego. Radio i informacja kształtuje świadomość społeczną. Ale to długotrwały proces, nie wystarczy na niego kilka miesięcy czy nawet lat - uważa Walentyna Łojewska.